temat jojo.

Od niepamiętnych czasów, czyli z nadzieją że ludziska przestaną pamiętać i im przejdzie wraca temat broni palnej. Nie wiem, może nasi właściciele chcą byśmy zostali skutecznie obronieni(tzn. bez prawa do obrony przed nimi) przez naszych nowych przyjaciół.
Ponoć słynne zamrażarki aż pękają od zliberalizowanych ustaw o broni tudzież amunicji. A było jak jest czy tam podobnie.
Promesy, ustawy czy inne szmoncesy. Nie śpieszmy się mówią cwaniaczki, pomału. A ludzie na drogach i w sklepach i domach jak dzik do odstrzału.
No dość tej tfurczości. Wiem, temat wraca co rusz jak i sejmowe obiecanki macanki. Nawet ostatnia propozycja, jak najbardziej realna by WOTowcy mieli wyposażenie w domach przepadnie jak kasa z FOZZu. Jeszcze by sobie krzywdę zrobili.
Tymczasem po ulicach krąży coraz wiecej nowych"obrońców" Narodu. Wybranego, przez nas oczywiście. A coście myśleli?
Długość cyklu szkoleniowego mówi sama za siebie. Skandaliczny po(d)ziom znajomości Prawa. Skandaliczny poziom ostrzelania. Potem kuriozalne, tragiczne wypadki na strzelnicy!! Bo broń"sama zaczęła strzelać". Albo zakończony tragicznie pościg za"niebezpiecznym narkotykowym dealerem" uzbrojonym w... nożyczki. Do dziś nie wiadomo, do blachy, żywopłotu, fryzjerskie czy takie rodem z przedszkola.
Jako że mieszkam w tzw Polsce Powiatowej, zjawisko aż nadto widoczne.
Nieomal dziedziczne przekazywanie zezwoleń typu"do ochrony osobistej"(przed kim i czym?) to symptom strachu przed niechybnym rozliczeniem. Głupoty o masakrach i strzelaninach na ulicach to ulubione scenariusze czerwonych pająków. Tymczasem tzw.rodzinne rozliczenia można zrobić choćby kamieniem"tulipanem" czy nożem kuchennym. Doszło do sytuacji gdy najwięcej broni jest w rękach bandziorów i policajów. Niestety w wypadku lokalnych układów to na jedno wychodzi. A my? Jak bydło na rzeź. Nawet bez prawa do" pompki " dla obrony miru domowego. ( np. w szklanej ściennej szafce z młotkiem jak do rozbicia szyby w aucie.) Mamy być zdani zdani na łaskę a częściej niełaskę waadzy lokalnej. I z nieformalną godziną policyjno bandziorską od ok. 24 do 5 rano. Zagrożeni nawet w obrębie niby własnych czterech ścian. I proszę, nie piszcie o czarnoprochowcach. Zanim się taki załaduje( zgodnie z przepisami ) można oddać strzał ostrzegawczy czy do atakującego nakoksowańca już z tamtego świata.
I teraz clue tych wypocin. Byłem kilka dni temu w sklepie myśliwskim(chcę w końcu zdobyć kwity choćby na sportowy sprzęt, ew. kolekcjonerskie).
Pytam młodego zza lady: jak to z przenoszeniem? Nnnoo, giwera osobno, rozładowany magazynek osobno. Ja: sportowy można targać załadowany byle nie do np. sklepu.
Na pewno nie.(no tak, kolejny ekspert od"cha" wie czego). A taki kolekcjonerski? Tak samo! Ciekawe, co poradniki i przykłady decyzji to piszą albo w magazynku albo w kieszeni.
Przepisy miały być dla ludzi a są dla znajomych Panów Komendantów. Albo trzeba mieć tatusia czy wujcia SBeka.
Facet obok, tak na oko pod siedemdziesiątkę wciąż patrzyl na mnie z żądzą mordu. A ja wszystko mówiłem z uśmiechem. I prosto w jego pysk: znaczy, trzeba mieć.
A do sprzedawcy: do widzenia Panu.
Do widzenia.